środa, 4 sierpnia 2010

Stillleben aus Neufahrwasser, czyli martwa natura na czasie



Lat temu kilka, upalnym latem podobnym do tegorocznego natknęłam się w Nowym Porcie na opuszczoną komórkę. Okazała się skarbnicą dóbr wszelakich, o czym można (a nawet trzeba) poczytać w Akademii Rzygaczy. Ale prócz przecudnej urody kuchennych naczyń i urządzeń znalazłam coś jeszcze.

Sporą drewnianą skrzynkę, zamykaną na śmieszny skobelek, pozbawioną oryginalnego zamka. Po otwarciu pudełka lekko ciarki przeszły mi po grzbiecie. W wieku skrzynki są resztki napisów w języku niemieckim. Niestety z pozostałych strzępków papieru (może jakiejś instrukcji) nic nie da się odczytać.

Najbardziej niesamowita okazała się zawartość tego pudła. Kilka starych, połamanych, zniszczonych krzyży. Krucyfiksy do typowej domowej dewocji. Ciekawe kto, kiedy i dlaczego te połamane, pokaleczone krzyże zebrał do starej, przedwojennej skrzynki i schował tak głęboko pod warstwą śmieci, że dopiero ja je znalazłam w XXI w....Zapewne tego nigdy się nie dowiem...Ale ktoś bronił tych krzyży przed zniszczeniem. Tylko, że inaczej niż robi się to dzisiaj...

Gdańsk Nowy Port, 4 VIII 2010 r.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Sacrum i tabu ... . Takich rzeczy nie wyrzuca/ło się do śmieci, podobnie jak "zużytych" palm wielkanocnych, wianków "z MB Zielnej", skorupek z poświęconych jajek, czy choćby chleba. O ile z "resztkami" organicznymi daje się coś zrobić np. popiół używany do poświęcenia wiernych albo można je przeznaczyć dla pokarm dla zwierząt to z wyszłymi z mody czy zniszczonymi dewocjonaliami już nie. Leżą zatem latami, zapomniane w szufladach, piwnicach, komórkach czekając na swoich odkrywców ... . Odpowiedź na "dlaczego?" już jest pozostaje tylko (?!) - "kto" i "kiedy".

fritzek pisze...

Tego to mi akurat tłumaczyć nie trzeba. Od wielu lat zbieram i skupuję po zakonach, parafiach, domach prywatnych różne, nadgryzione zębem czasu szkaradztwa dewocyjne - oleodruki, gipsowe figury, krucyfiksy. Stanowią integralną część wystroju mojego domu.

To pytanie, które zawarłam w tekście ma nieco szerszy kontekst, biorąc moje domniemanie, a wręcz przekonanie, że znalezione przeze mnie przedmioty zostały ukryte przez Gdańszczan, bądź nowych mieszkańców w połowie lat '40 ubiegłego wieku.

Dzięki za komentarz :) Pozdrawiam.

P.S. Zwyczaj przechowywania, bądź w ostateczności palenia utensyliów dewocyjnych jest odchodzącym w przeszłość zwyczajem.

Jacek Kmieć pisze...

Zdjęcie klasycznego odkopanego skarbu... sakramentalne i bajkowe otworzenie skrzyni w nadziei na złoto :-) Świetne zdjęcie

maya pisze...

patrze na to z perspektywy osoby remontujacej stary dom, w ktorym poniewieraja sie krucyfiksy i inne dewocjonalnia. Trudno powiedziec aby pomysl mi sie podobal (w znaczeniu 'ale sliczne jak tez tak chce') ale podoba mi sie inaczej. Wiec i ja stworze moje wlasne pudelko z utraconymi krzyzami.

Anonimowy pisze...

Kolejna tajemnica , na którą już niestety nie znajdzie się odpowiedzi. Bardzo ciekawe i zarazem cenne emocjonalnie znalezisko.

Anonimowy pisze...

"ktoś bronił tych krzyży przed zniszczeniem. Tylko, że inaczej niż robi się to dzisiaj..."

Zgadza się, bez udziału kamer,po cichu i prywatnie...

Ciekawa jestem, jak "szkaradztwa dewocyjne" prezentują się w domu, czy narzucają mroczny, czy niebiański klimat ;).

fritzek pisze...

Zdecydowanie mroczny. Nie na darmo mój dom zyskał miano "czarnej plebanii" ;)

Podejrzeć można moje wnętrza w galerii na gazeta.pl http://fotoforum.gazeta.pl/5,2,neufahrwasser_in,0.html

Anonimowy pisze...

Dzięki za linka - fantastyczne wnętrza!