środa, 2 grudnia 2009
Pogoda dla samobójców
Dzień fatalny. Lekki, aczkolwiek nieznośny ból głowy. Taki, który nie kwalifikuje się do egzekucji za pomocą błękitnej tabletki i zalegnięcia w łóżku. Ale powodujący dekoncentrację, rozdrażnienie i potęgujący się ból jestestwa. Obezwładniający smutek, osiadający na barkach jak szara, brudna, ciężka mgła za oknem. Myśli snujące się nisko jak dymy z krzywych, wyszczerbionych kominów wtapiają się w mgłę. Ból głowy, ból myśli, ból...
Uporczywe myśli z pytaniami bez odpowiedzi kraczą w głowie jak gawrony chodzące bez celu po burym błocie. Odgonione na chwilę powracają błyskawicznie krzycząc po dwakroć głośniej, jakby się przedrzeźniały z tym, który śmiał je odgonić. Natrząsając ze śmiesznych prób pozbycia się ich. I dziobią. Ból...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz